loader image
Bard­zo dłu­ga jest przy­go­da Mokoo.

Cztery lata. Tyle zajęło mi dotar­cie zaled­wie do półmet­ka tej wędrów­ki. Iron­iczne, że książ­ka, o jakiej będzie dzisi­aj w znacznym stop­niu mowa, trak­tu­je o podróżowa­niu. Jed­nocześnie jest czymś więcej niż zbiorem ilus­tracji i wesołych tek­stów. Stanowi dowód na zmi­any, jakie zachodzą w kreaty­wnym umyśle oraz na to, że zap­a­trzeni w efekt, częs­to tracimy z oczu naj­cen­niejsze doświad­czenia, wynika­jące z procesu.

Miej serce i patrzaj w serce!

Do napisa­nia tego tek­stu skłoniły mnie nai­wne dywa­gac­je o końcu epo­ki. Oto nadeszło narzędzie ostate­czne, sztucz­na inteligenc­ja wymyśla­ją­ca tek­sty i obrazy. Kraniec sztu­ki ma bowiem kłaść się długim cie­niem na twór­cach, wyprzedza­jąc ich szy­bkoś­cią i doskon­ałoś­cią. W tym kon­tekś­cie Mokoo jest powol­nym wędrow­cem kręcą­cym się w kółko bez celu. Z tej per­spek­ty­wy moż­na uznać za jałowe kończe­nie jego opowieś­ci. Po co? W końcu ilus­trac­ja się skończyła, wraz z nade­jś­ciem AI.

No ale pro­ces. Ten niewygod­ny cierń w oku każdego zapaleń­ca. Ten „twój bóg, dzi­wny twór o twarzach stu, mon­strum z cyber­ne­ty­cznego nie­ba”, nie uczy nas dochodzenia i wnioskowa­nia. Nie daje pod­walin, a jedynie rezultat.

Pier­wszy kolorowy rysunek Mokoo i Mokoo po dwóch lat­ach ilustrowania.

Do koloru trze­ba dojrzeć.

Byłem mono­chro­maty­czny. Jeżeli jesteś tu z innego świa­ta, niż grafi­ki i sztu­ki, to nie chodzi tylko o czerń i biel, a jed­no­li­tość domin­u­jącą w twór­c­zoś­ci. Moja mono­chro­maty­czność wynikała z braku wiedzy, doświad­czeń, oby­cia, a nie z wyboru. Łatwiej mi było uciec w to, co już znam, niż zma­gać się z wielo­ma wątka­mi, których nie czu­ję, nie rozu­miem, nie rozpoz­na­ję. Wybier­ałem bez­pieczne rozwiąza­nia. Coś jak cen­tralne kom­pozy­c­je, łatwe do wyko­na­nia, ale na dłuższą metę dość nudnawe.

Zacząłem tworzyć Mokoo, myśląc o efek­cie final­nym. Czy nie każdy tak robi? Rozpoczy­na­jąc pracę, masz nadzieję zobaczyć jej finał. Gdy jed­nak coś ciąg­nie się aż cztery lata, łat­wo zatracić pier­wot­ny sens swo­jego dzi­ała­nia. Dla mnie ratunkiem stał się pro­ces tworzenia. Intrygu­ją­cy nawet bardziej niż ostate­czne dzieło, gdy zdałem sobie sprawę, ile mogę z niego czerpać.

Z mono­chro­maty­cznoś­cią wal­czyłem idąc na skró­ty. Kolor dał mi wol­ność opowiada­nia historii.

Mokoo na każdym polu zmienił moje postrze­ganie bar­wy, formy, opowiada­nia his­torii, waloru, detalu czy jakoś­ci samej ilus­tracji. Z obec­nej per­spek­ty­wy, ilość doświad­czeń wynika­ją­ca z nieustan­nego kon­testowa­nia relacji ręki i oka jest nieby­wała! Trochę jak wtedy, gdy Agent Smith zabi­ja Neo, ale on wsta­je i już nic się go nie ima. Myślę, że to coś podob­ne­go, tylko trwało cztery lata, nie doty­czyło prze­mo­cy, zdarzyło się naprawdę i nie miało za wiele wspól­nego z filmem.

Gdy­bym był sku­pi­ony nadal na efek­cie, pewnie porzu­ciłbym to dzieło, którego połowę dopiero udało mi się osiągnąć. Awykon­al­ny pro­jekt! Za duże ilus­trac­je, zbyt detal­iczny rysunek, za dłu­ga opowieść, zbyt skom­p­likowana dla jed­nej oso­by i w dodatku bez tar­ge­tu, komer­cyjnego celu i sen­su. Wtedy nie zrozu­mi­ałbym, że te doświad­czenia nie doty­czą zaled­wie ilus­tracji. Prze­cież ato­my sztu­ki są takie same w każdej jej materii, a zatem i doświad­czenia da się przenosić między nimi. Trze­ba je tylko… dostrzec. Ostate­cznie kom­pozy­c­ja w grafice 3D jest reprezen­towana jako płas­ki obraz, gdzie dzi­ała­ją te same siły kon­trastu, koloru, przestrzeni. I vice ver­sa, grafi­ka 3D daje poczu­cie głębi tak nieoce­nionej w tworze­niu ilustracji.

Przez prace ilus­tra­torskie nawet band­ing nabrał ani­muszu, sta­jąc się pełny życia i zabawy. Zapewne pomogła też ekspery­men­tal­na for­ma Przygód Mokoo, wys­taw­ia­ją­ca palec u nogi na zasady, jakie rządzą tego typu pro­jek­ta­mi. Mokoo nie ma łatwego morału, nie jest nar­ra­cyjnie lin­earny, gdy­by poprzestaw­iać jego rozdzi­ały, his­to­ria miała­by nadal ten sam sens. Nieby­wałe jak holisty­czne pode­jś­cie do bran­du może mieć odbi­cie w tworze­niu książ­ki. Jak sys­tem graficzny może stać się sys­te­mem nar­ra­cyjnym. Jak świa­totwórst­wo sprzy­ja tworze­niu sce­nar­iuszy marek. A to wszys­tko dzię­ki małe­mu Mokoo.

Po lewej mój Mokoo a po prawej Mid­Jour­ney. Oby­d­wa bard­zo ładne, ale tylko jeden nauczył mnie rysować.

Pier­dolo­lo, to tylko jakaś kukieł­ka.

No tak, ale moż­na wygen­erować taką ilus­trację obec­nie w min­utę i napisać opowiadanie cza­tem GPT. No… moż­na. Oczy­wiś­cie. Tylko, jeżeli tak robisz, pogódź się z kon­sek­wenc­ja­mi. Ostate­cznie w sztuce nigdy nie chodz­iło o ładne obraz­ki, tylko emoc­je i doświad­czenia. Te zaś napędza­ją tworze­nie kole­jnych prac, dają­cych nową per­spek­ty­wę i postrze­ganie. Tworze­nie sztu­ki ma nas zmieni­ać i pozwalać wejść głę­biej w to, co chce­my wyrażać. Na emoc­jach zaś opar­ta jest cała rekla­ma, cały dzisiejszy mar­ket­ing i świat designu. Umiejęt­noś­ci dostrze­ga­nia insightów, rozwi­ja­nia empatii i szuka­nia głęb­szego sen­su nie naby­wa się, wpisu­jąc promp­ty w MidJourney.

Nie zrozum­cie mnie źle. To nie jest tekst o wyżs­zoś­ci rysowanych ilus­tracji nad gen­er­aty­wny­mi. Te mają po pros­tu inną funkcję i wszyscy czekamy, aż bogowie zna­jdą miejsce na to nowe, cyfrowe dziecko. Chodzi o naby­wanie umiejęt­noś­ci, które mają być dla nas przy­datne również w innym kon­tekś­cie. Naby­wanie ich wyni­ka z pro­ce­su, a nie z efek­tu i częs­to nie doty­czy tylko twardej pro­gramowej wiedzy, ale i umiejęt­noś­ci mięk­kich. Chodze­nie na skró­ty pozwala szy­b­ciej dotrzeć do celu, ale odbiera to, co doświad­cza­my po drodze. Żyjąc w świecie nieustan­nego wyś­cigu z każdym i o wszys­tko, dro­ga gen­er­aty­w­na wyda­je się kuszą­ca i to od Ciebie dro­gi czytel­niku zależy, czy nią pójdziesz, czy nie. Nieza­leżnie od wyboru, AI może i wygeneru­je w przyszłoś­ci Two­ją pracę, ale nie wygeneru­je Two­jego doświadczenia.

Sza­leńst­wo! Chcę zro­bić coś podobnego!

Kon­sek­wenc­je rozu­mienia vs kon­sek­wenc­je nierozu­mienia.

Wymyśliłem sobie pro­jekt jak zwyk­le przekracza­ją­cy moje kom­pe­tenc­je. Tak jak Mokoo jest za dużą, za długą książką dla jed­nej oso­by, tak powyższa grafi­ka została stwor­zona prze­cież, przez zespół z Bliz­zar­da. No jak miałbym to niby powtórzyć samemu z moi­mi lewy­mi rączkami?

Myślę, że przed przeczy­taniem tego tek­stu, część z was mogła­by powiedzieć „chy­ba Cię poje­bało”. Mam nadzieję, że jed­nak mnie już trochę rozu­miecie. Nie chodzi nam dzisi­aj o efekt (choć jest katal­iza­torem), tylko o pro­ces. Obec­nie rozkładam go na czyn­ni­ki pier­wsze. Początkowo chci­ałem sko­rzys­tać z MetaHu­man, takiej aplikacji do robi­enia real­isty­cznych mordek, tylko wiecie co? To też jest chodze­nie na skró­ty. Gdy zacząłem od gotowej głowy postaci, wykony­wałem w ramach jej anatomii ruchy, których tak naprawdę nie rozu­mi­ałem. W jaki sposób miało­by mi się to udać, jeżeli nie odro­biłem zada­nia domowego? Jeżeli nie wiem, co pod tą warst­wą syn­te­ty­cznej skóry naprawdę powin­no się znaleźć? Odrzu­ciłem tę drogę, bo wydawała mi się peł­na igno­rancji do materii, jaką chcę się prze­cież zaj­mować, a nie ma nic bardziej obłud­nego, niż igno­ranc­ja. Rozpocząłem prawdzi­wy research & development.

Doświad­czenia sa jak naczy­nia połąc­zone. Nau­ka anatomii.

Świadome zwracanie uwa­gi na pro­ces tworzenia to dla mnie wyższy lev­el pro­jek­towa­nia. Game chang­er mojej artysty­cznej dro­gi. Dla niek­tórych może być on już dawno oczy­wisty, ale smu­ci mnie, że dla niek­tórych jest tak szczel­nie zamknię­ty. Tak jak w przy­pad­ku mono­chro­maty­cznoś­ci i prze­jś­cia do koloru, pewne rzeczy wyma­ga­ją konkret­nej pra­cy. Aby się otworzyć i taki pro­ces zainicjować, potrzeb­ne są dwa czyn­ni­ki. Po pier­wsze poz­wole­nie sobie na popeł­ni­an­ie błędów wraz z ich anal­izą, a po drugie sze­ro­ka per­spek­ty­wa cza­su ze wzmożoną cier­pli­woś­cią. Jeżeli tak pode­jdziesz do tem­atu, gwaran­tu­ję Ci, że podz­ięku­jesz samemu sobie, licząc umiejęt­noś­ci, które po drodze udało Ci się zdobyć. Jeżeli jed­nak kom­pul­sy­wne zmieni­asz kierunek, do którego dążysz, masz klap­ki na oczach i prefer­u­jesz tanie skró­ty – marny twój los. W pewnym momen­cie po pros­tu przes­ta­niesz rozu­mieć słowa, które wypowiada­ją inni ludzie, jacy tę drogę już przeszli.

1. Błądz­ić jest rzeczą.

Przyz­wole­nie sobie samemu na błędy to psy­cholo­gia. Cholernie trud­na do naby­cia umiejęt­ność kiełku­ją­ca w głowie niezwyk­le powoli (lub wcale), zwłaszcza w komer­cyjnym świecie, gdzie decyz­je częs­to należy pode­j­mować tak, aby min­i­mal­i­zować ryzyko. (O pode­j­mowa­niu decyzji napisze artykuł w przyszłoś­ci, będzie fun!) Błąd jest wpisany w ryzyko, zatem jest ono niezbędne do uczenia się. Z drugiej strony głu­pio się mylić, gdy patrzy na ciebie klient albo pra­co­daw­ca. Mądry lid­er będzie Ci to umożli­wiał, głupi zaś… cóż, nie będzie, hamu­jąc tym samym Twój rozwój, firmy czy własny.

Co jed­nak możesz zro­bić, to pomóc sobie być obiek­ty­wnym. Możesz opra­cow­ać własne narzędzia, które pomogą Ci anal­i­zować błędy i decyz­je. Ja sto­su­ję kom­bi­nację Notion + Fig­ma. W tym pier­wszym mam notat­ni­ki o każdym intere­su­ją­cym mnie zagad­nie­niu, głównie pro­gramowym. W Fig­mie zaś kolekcjonu­ję screen­schoty z pro­ce­su. Po co? Po to, żeby móc zro­bić ten artykuł, ale też, aby wracać do kluc­zowych momen­tów, gdy przy­chodzi mi robić po raz kole­jny coś podobnego.

Dodatkowo jest też satys­fakc­ja, gdy na początku pro­jekt wyglą­dał jak zapodziany w piwni­cy worek ziem­ni­aków, a na końcu błyszczy niczym przyz­nany samemu sobie, czeko­lad­owy medal.

Notion a pod nim kafel­ki z Figmy. Każdy pro­jekt ma swo­je miejsce.

2. Cier­pli­wość jest cnotą, jeżeli uda Ci się przeżyć.

Wycią­ganie wniosków z pro­ce­su wyma­ga jego zauważe­nia. Nie będzie to możli­we, gdy robisz rzeczy na zła­manie karku. O tym, jak zgub­ny ma to wpływ na psy­chikę, już pisałem w poprzed­nim artykule. Ambic­je też nie poma­ga­ją, gdy widzisz te wszys­tkie fenom­e­nalne rzeczy na Insta­gramie, Behance czy Art­sta­tion i chcesz umieć tak samo tu i teraz.

Jak już wcześniej sug­erowałem, chodze­nie na skró­ty to dro­ga igno­ran­tów, ale wiem też, że zapał z cza­sem styg­nie, bo i u mnie płomień miejs­ca­mi wyraźnie gaśnie. Jed­nakże każdy duży pro­jekt skła­da się z szeregów mniejszych prob­lemów do rozwiąza­nia i zadań, a te moż­na już planować i kon­sek­wenc­je odhaczać dając sobie zas­trzy­ki dopaminy.

Na przykład ilus­trac­je we wspom­ni­anym Mokoo wspier­ane są mood­boar­d­a­mi. Każ­da pra­ca ma swój obszar, gdzie umieszczam pasu­jące, albo intrygu­jące ref­er­enc­je w kon­tekś­cie danego kawał­ka his­torii. Nieśpiesznie i sys­te­mowo tworzę ideę każdej pra­cy, bo oglą­dam mnóst­wo obrazów i te, które mi wpad­ną w oko, lądu­ją w odpowied­nim miejs­cu. Z cza­sem mam dość inspiracji i pomysłów, aby kon­fron­tować się z kole­jnym rozdzi­ałem opowieś­ci i mieć z tego nie tylko radość, ale i wiedzę no nowym zagadnieniu.

Cier­pli­wość jest też waż­na w kon­tekś­cie samego pro­jek­towa­nia. Każdy dobry pro­jekt wyma­ga cza­su, aby dojrzeć. Zdarza­ją się szy­bkie i wybitne pomysły, zamaszyste ruchy i świetne real­iza­c­je zro­bione w chwilę. Nieste­ty pomysł, że aku­rat nas los będzie nimi za dar­mo i bezus­tan­nie nagradzał, to myle­nie odwa­gi z odważnikiem. Więk­szość dobrego warsz­tatu rodzi się lata­mi. Co czyni Cię tak wyjątkowym, abyś miał osiągnąć wszys­tko już ter­az? Jaką może mieć też wartość pra­ca, wykony­wana na ślinę? Jakie są doświad­czenia twór­ców, którzy robią pro­jek­ty na akord?

Pamię­taj, Achilles nigdy nie dogo­ni żółwia, wykaza­li to już Gre­cy pomiędzy piciem wina i przepy­chaniem się pod Tro­ją. Zami­ast tego wal­cz o czas na pro­jek­ty mające sen­sowny dys­tans i dobry plan. Ostate­cznie chodzi o całą kari­erę, nie o to, co tu i teraz.

Do każdej ilus­tracji organ­icznie pow­sta­je moodboard.

Pro­log, który jest epilogiem.

Mokoo na początku swo­jej wędrów­ki wybiera kierunek zupełnie losowo. To oczy­wiś­cie spraw­ia, że jego dro­ga będzie dużo dłuższa. Ten błąd mógł­by go sporo kosz­tować, gdy­by był zap­a­tr­zony w swój cel, ale na szczęś­cie dla niego, te kat­e­gorie myśle­nia w ogóle go nie doty­czą. Uczy się o świecie, wesp­nie na mroźne szczy­ty, przepłynie morze, zwiedzi mag­iczne jask­inie. Bagaż jego doświad­czeń rośnie z każdą stroną opowieś­ci, a mój z każdą ilus­tracją, pro­jek­tem czy grafiką. Bard­zo dłu­ga jest przy­go­da Mokoo.

I bard­zo dobrze.

Braku­je cier­pli­woś­ci? Poczy­taj Direc­tor Dairy.

krolowala­ma @gmail.com

all rights reserved, krolowala­ma 2023