Z pewnością jest to narcystyczna sztampa, lecz uległem pokusie napisania pierwszego tekstu od refleksji na temat zmian, jakie zaszły w moim życiu w ciągu ostatnich lat. Tekst ten, pozbawiony większej merytorycznej analizy, będący raczej potokiem myśli, niech stanie się wzorem dla kolejnych wynurzeń na tym blogu. Ufam, że Ci się spodoba i jeszcze tu zaglądniesz.
Muszę w tym miejscu nadmienić, że nie jestem wolny od stereotypowych kompleksów towarzyszących dorastaniu, albo może starzeniu się. Wszak dorosłość to początek umierania jak śpiewała Katarzyna Nosowska z zespołem Hey. I chociaż nie obchodzę urodzin, nie mogę odżegnać od siebie poczucia, że na moje obecne decyzje ma wpływ rozpoczęcie w maju trzeciej dekady toczenia niczym Syzyf, kuli z gówna życia wyżej i wyżej. Próbując spojrzeć na swoją drogę z boku, w przededniu uruchomienia tego bloga, mam świadomość, że do tego momentu udało mi się zrobić pewien progres, licząc od zakończenia studiów artystycznych. Absolutnie nie oznacza on końca wycieczki po wyżynach designu. Chciałbym zaledwie odnotować fakt wyjścia z namiotu po srogiej śnieżycy, by spróbować zdobyć kolejny punkt wspinaczkowy, nucąc przy okazji Cień Wielkiej Góry.
Dziura obok końca świata.
Patrzę za okno w pociągu do rodzinnego miasta. Śnieg zasypał bezimienne okolice, chociaż ciężko się tym cieszyć, gdy widok często zasłaniają barierki wygłuszające. Czasami suniemy obok lasów i drzewa budują mury to z jednej, to z drugiej strony. Niestety w większości przypadków widać tylko te okropne zielone ściany w kratę. Zanim zacząłem pisać pierwsze zdania tego tekstu, wyobrażałem sobie, jak wyglądamy z lotu ptaka. W Harrym Potterze zawsze były ładne ujęcia pociągu albo okłamuje mnie nostalgia. Myślę o tym, jak kręcą się stalowe koła po oblodzonych torach. Jak pęka pod nimi lód, który po dwóch dniach stopnieje w całym kraju, przywracając zimę do podłej rzeczywistości.
Na studiach nie powiedziano mi o takiej instytucji jak dyrektor kreatywny. W ogóle na studiach to nie za wiele mi powiedziano o branży. O tym, dlaczego nie mogli tego zrobić, dowiem się dużo później i kiedyś tutaj opowiem. Wtedy zaledwie domyślałem się, że są jacyś artdirectorzy, czy copywriterzy. Chyba moim celem było zostać artem, cokolwiek dla mnie to wtedy znaczyło. Czasami mam wrażenie, że ja wtedy jeszcze nie żyłem do końca.
Nie pomyślałbym podczas ówczesnej wegetacji na zajęciach z Liternictwa i Typografii, że pięć lat później będę miał dział kreatywny w studio robiącym CGI i inwestującym w rozumienie nowych technologii. Moje know-how jest w zakresie raczej niezłe, a przynajmniej rzadkie. Oczywiście nie robię niczego sam, ale mam komfort skupiania się na historiach. Na budowaniu narracji, opisywaniu słowem i obrazem tych emocji, które pragnę wzbudzić, tworząc animacje czy wydarzenia. Teraz myślę, że może powinienem był jako student bardziej się przykładać do malarstwa czy rzeźby, chociaż biorąc pod uwagę dokonania AI w zakresie tworzenia obrazów, jest to gra o sumie zerowej. Wynik byłby taki sam i na korzyść AI.

Kąt 109,5 stopnia między atomami wodoru.
Patrzę na szybę, na której lód narysował skośny wzór. Czytam teraz książkę o oceanach na zamarzniętych księżycach Jowisza, które mogą istnieć z tych samych powodów, dla których może istnieć ten szron. Jakbym tego zjawiska nie opisał i tak pewnie wyobrazisz sobie go inaczej. To główny problem mojej pracy. Gdy tryby ponad dwudziestu umysłów pchają projekt w każdym możliwym kierunku, to właśnie wyobraźnią trzeba je jakoś ukierunkować na wspólny cel. Na to, gdzie musimy się znaleźć o konkretnym czasie, żeby klient zwyczajnie na koniec za wszystko zapłacił. Żeby nie marudził. Żeby nic nie zmienił. Bo w tych zmaganiach jest jeszcze siła, którą łatwo się zachłysnąć. Siła nabywcza pieniądza, sprawiająca często, że ta branża staje się wykorzystywaniem talentów przez ludzi bez talentów. Musi być dla niej jakaś przeciwwaga, jakiś balans, by nie wszystek umrzeć. Osobiście strasznie się tej siły obawiam i skrywam przed nią, po godzinach się szkoląc. Nie chce być człowiekiem, który mówi, jak ma wyglądać projekt, samemu nie umiejąc go zrobić. Nie chcę mówić językiem niezrozumiałym dla moich kolegów z pracy. Chcę być po ich stronie, więc cisnę po nocach. Gdy pewnego wieczora w lewym oku pęka mi żyłka i krew literalnie mnie zalewa, słyszę:
— Podziwiam, że możesz tak cały czas pracować — Mówi mi Wiola, ziewając z łóżka. Uśmiecham się smutno, myśląc, że nie jestem godny podziwu, raczej współczucia.
Multidyscyplinarność to miks zuchwałości i ignorancji, ale daje szeroką perspektywę. Gdy czegoś nie da się zrobić, to znajdzie się jakiś głupek, który o tym nie wie i to zrobi. Tym jest właśnie multidyscyplinarność, zuchwałym niezrozumieniem wykresu Dunninga-Krugera. Byłem takim głupkiem, poznając wielu mądrych ludzi. Pocieszam się, że oni też kiedyś byli przecież głupsi, niż są obecnie. Każdy wybrał już swoją dziedzinę, tylko ja zamarzłem, robiąc sto rzeczy jednocześnie. Na przykład ta strona, którą zaprojektowałem, ale też (a jakże), sam wdrożyłem. Odwlekałem ten moment wyboru, czym chcę się zajmować, aż sam mnie dopadł. Świat w końcu prostuje pewne rzeczy i pomysły, realizuje swój plan, dodając do życia frajdę.

O czym jest ten tekst!?
Będąc w tym miejscu, możesz mieć dziwne uczucia, odnoście tej rzeki słów, które wylały się i mam nadzieję, będą wylewać z mojej głowy częściej. Po co w ogóle pisać uduchowione teksty o swojej robocie?
W mojej ocenie, tworzenie historii, projektowanie światów i umiejętność zanurzenia w nich odbiorcy przy pomocy słów i obrazów, to domena tej części pracy, jaką wykonuję i chcę wykonywać w ramach bycia Kreatywnym. Forma może się zmieniać w zależności od zadania. Twardogłowa opowieść o twoim nowym IPhonie będzie miała inną dynamikę, niż Przygody Mokoo, które rysuję od kilku lat. Inna będzie opowieść o korporacji niszczącej planetę, a inna o uczuciach osoby, która zastanawia się nad samym sobą podczas podróży do dawnego domu. Taka jest lub chciałbym, aby była moja praca, polegająca na kreowaniu opowieści, budowaniu narracji i używaniu spójnego, logicznego dla danego świata języka. Taki zbiór cech i umiejętności jest moim zdaniem niezwykle rzadki i będę go rozwijał, bo stanowi kontrofensywę do zalewu sztucznych inteligencji i generycznych obrazków.
To nie wszystko, bo pokazanie tej wizji, to już domena Artysty Cyfrowego. Trzeba znać język wizualny, zakasać rękawy i wykuć tę wizję. Wymalować jej obraz, wyrzeźbić w mniej lub bardziej realnej glinie. Żeby tego dokonać, trzeba znać środki wyrazu, używać ich jak najlepiej tylko się potrafi.
Ten tekst to trochę takie moje origin, małe przywitanie z samym sobą, z kierunkiem rozwoju, jaki wymyśliłem dla samego siebie. Moja opowieść, którą niniejszym rozpoczynam.
Pogrążony